Moja przygoda z językiem angielskim.
Jak pewnie w przypadku większości z was, tak i ze mną zaczęło się wszystko w podstawówce. Jakoś dawałam radę, nie odstawałam z grupy, ani nie czułam się wyjątkowo dobra. W gimnazjum kiedy już nauka języka przeszła na wyższy poziom zaczęłam zauważać czego nie umiem. Było to spowodowane częstymi zmianami nauczycieli, kiedy już się do jednego przyzwyczajałam to się zmieniał, co dla mnie nie było sprzyjającym warunkiem. Ale teraz nie wydaję mi się to żadną wymówką, po prostu czasami się przyłożyłam innym razem poszło gorzej. Miałam braki, które mam do teraz. Staram się jakoś powoli je nadrabiać, ale wiecie jak to z czasem na naukę nie szkolną, bywa różnie. Ale tutaj pojawia się też pewnego rodzaju pozytyw. W moim przypadku jeśli widzę, że wszyscy coś potrafią, a ja nie za bardzo - motywuję się do tego stopnia, że sama siadam i siedzę z daną rzeczą póki jej nie zrozumiem.
Aktualnie jestem w mniej zaawansowanej grupie i przygotowujemy się do matur, które czekają mnie za około półtorej roku. Staram się przyzwyczaić do systematycznej nauki, dzięki której jestem w stanie nauczyć się o wiele więcej niż siadając i wkuwając wszystko dzień przed sprawdzianem, kartkówką, egzaminem. Mam na to pewne sposoby, o których będę opowiadać w najbliższym czasie.
Czytanie w języku angielskim zawsze mi gdzieś towarzyszyło albo coś przetłumaczyć rodzicom, albo samej chcieć coś zrozumieć, a na daną chwilę nie miałam możliwości przetłumaczenia czegoś choćby na translatorze, więc sama próbowałam. Wychodziło różnie, ale na dany moment już się nie poddaje! W gimnazjum próbowałam przeczytać Wichrowe wzgórza, poddałam się chyba w połowie, ale nie było najgorzej. Wtedy właśnie zauważyłam, że jestem w stanie przeczytać choćby fragment książki w oryginale. Jak wygląda moje czytanie książek w języku angielskim teraz, tego dowiesz się w najbliższym poście.
Moim głównym moto przy nauce języka jest "By dziennie nauczyć się chociaż pięciu nowych słówek". Dzięki temu w skali roku to około tysiąca trzystu słówek. Nie zawsze się udaje, ale ja wiem że znacie sposoby by samemu się zmotywować. Wiecie że dla niektórych rzeczy zrobicie wszystko, a nauka tych pięciu słówek nie potrwa zapewne nawet piętnastu minut.
To jest taka mała zapowiedź tego co będzie się pojawiać na blogu przez następne sześć dni. Mam nadzieję, że jutro o czternastej znowu do mnie wpadniesz by przekonać się co sądzę o "Czarnoksiężniku z krainy Oz".
A jak wygląda twoja przygoda z językiem obcym?
Pozdrawiam,
Wikoria