piątek, 3 marca 2017

77. "Resztki mnie będą tu tkwiły, leżąc na stosie odrzucenia."

Witajcie kochani. Dzisiaj powracamy do mojej przygody z K. A. Tucker, jeśli jesteście ze mną wystarczająco długo to możecie pamiętać jak parę miesięcy temu pochłonęłam trzy tomy tej serii w bardzo krótkim czasie. Jakiś czas temu wyszedł następny tom, a ja leżąc chora w łóżku postanowiłam wrócić do książek śmiesznych, a jednak poruszających niejedno serce. Jak skończyła się ta przygoda? Zapraszam serdecznie do przeczytania recenzji.

Tytuł Pięć sposobów na upadek 
Autor K. A. Tucker
Liczba stron 544
Wydawnictwo Filia
Tłumaczenie Katarzyna Agnieszka Dyrek
Tytuł oryginalny Five Ways to Fall
Seria Ten Tiny Breaths (tom 4)
Data wydania 20 stycznia 2016
Ocena książki 8/10


-Dlaczego już nikt, kurwa, nie pali?
-Bo to strasznie niefajne. Do tego i tak mam już czarne serce. Czarne płuca byłyby przesadą.



Pyskata, z wiśniowymi końcówkami blond włosów, Reese Mackay popełniła tak wiele błędów w swoim dwudziestokilkuletnim życiu, że wie już o nich chyba wszystko. Gdy jej krótkotrwałe, gwałtowne małżeństwo kończy się złamanym sercem, decyduje, że nadszedł czas na zmiany. Przeprowadza się do Miami z zamiarem ponownego startu i nawet całkiem dobrze by jej szło, gdyby nie mega upokarzająca jednonocna przygoda w Cancún z blond ochroniarzem imieniem Ben. Dzięki Bogu, że udaje jej się wsiąść do samolotu i zostawić za sobą tę katastrofę.

Futbolowe stypendium i imprezy w bractwie z seksownymi laseczkami? To część planu czarusia Bena Morrisa. Rozwalone kolano, które przekreśla karierę profesjonalnego futbolisty? Zdecydowanie nieplanowane. Na szczęście w parze z jego świetnym wyglądem oraz magnetyzmem idzie jego umysł. Po trzech długich latach studiowania prawa i pracy jako ochroniarz w Pałacu Penny, jest gotów zacząć dorosłe życie – aż w pierwszy dzień swojej nowej pracy trafia do biura tej zwariowanej, seksownej dziewczyny, którą poznał w Cancún. Tej, o której nie potrafi zapomnieć.

Gdyby Ben naprawdę był mądrym facetem, to trzymałby się z dala od Reese. Ona jest pasierbicą szefa, który bardzo wyraźnie zaznaczył, że biurowy romans to podstawa do zwolnienia z pracy. Problem w tym, że Ben uwielbia kłopoty, zwłaszcza gdy są aż tak pociągające.

- Myślę, że to się nazywa „ślub”, Ben – przypominam mu oschle, obracając głowę, aż mój podbródek spoczywa na jego piersi, bym mogła zobaczyć jego twarz. 
– Nazywaj to sobie, jak chcesz. Zestaw słów będący pułapką, przez którą ludzie są nieszczęśliwi do końca życia.


Zgłębiamy historię, czyli jej plusy i minusy. 


Wydanie tej książki bardzo mi się podoba. Każda okładka tej serii jest inna, a jednak mają wspólny motyw. Czytałam ebooka, więc nie mam jak napisać wam o czcionce, ani rozdziałach, ale z tego co się rozglądałam w księgarniach książka jest estetycznie wydana. Marzy mi się cała ta seria na półce, wyglądałaby tak ślicznie. A wnętrze wcale nie jest gorsze. 
Pomysł na historię jest intrygujący. Na początku pomyślałam że to oklepane, ale postać żeńska wprowadza w tę sytuację takie świeży wiaterek. A jak wszystko zacznie się rozkręcać możecie się spodziewać zwrotów akcji i wielu ciekawych wątków. 
Już po opisie można się spodziewać, że historia jest prowadzona z dwóch perspektyw.  Ben to tak zwany casanowa zabójczo przystojny, idealnie wpisujący się w rolę ochroniarza w klubie ze striptizem. Uwielbia wyzwania, a takim wyzwaniem będzie dla niego pewna pyskata blondynka, która już przy pierwszym spotkaniu nie raz mu odpyskuje, a nawet go spławi. Jednak koniec końcu skończy się to wspólnie spędzoną nocą i co jest śmieszne, nie przespali się ponieważ Reese spędziła tę noc w jego łazience (tak to jest jak się za dużo wypije). Ben przez dłuższy czas nie będzie mógł o niej zapomnieć i w końcu spotkają się w pracy. Jak to wszystko się potoczy? Mogę wam powiedzieć, że wielu rzeczy nie przewidzicie! 
Reese to bardzo kolorowa osoba i pod względem charakteru, jak i włosów. Ją poznajemy zaraz po skończeniu małżeństwa, które było bardzo interesującym wydarzeniem. Sama nie wierzyłam jak czytałam. Przeczytajcie, a dowiecie się o co mi chodzi. Po porannym wybiegnięciu z domy Bena decyduję się rozpocząć swoje życie od nowa. Czy jej się uda i jak długo będzie ją gonić przeszłość? 
Ogromnie się cieszę, że autorka stworzyła tak wybuchowe postaci ponieważ oni razem tworzą takie niesamowite sytuacje. Przykłady: 

-A czy Mason w ogóle wie, jak się używa wiertarki?
-Tak, Mason wie, jak się używa wiertarki- odpowiada Mason z irytacją w głosie.
W tym czasie Lina wyznaje:
-Nie.

-Twierdził, że jesteś obłąkana.
-I?
Ben patrzy na mnie.
-Lubię obłąkane.
-No to przepraszam, ale muszę cię rozczarować- mówię z ciężkim westchnieniem (...)- Jestem całkowicie zdrowa na umyśle. Mason po prostu mści się na mnie po tym, jak znienacka wyskoczyłam z jego szafy, a on zlał się w gacie.- Oczywiście nie mówię tego, że miałam na sobie kostium klowna, a w ręku wyglądający dość realistycznie tasak. No i miałam wtedy osiem lat. Nie mówię mu o tym, ponieważ zabrzmiałoby to, jakbym rzeczywiście była szurnięta.


Podczas całej historii pojawia się wiele podobnych tekstów, które idealnie wpasowały się w mój gust humoru. Głównie za to kocham tych bohaterów. 
Trudno nie wspomnieć o postaciach drugoplanowych, które są równie dobrze wykreowane i chętnie poznałabym je bliżej. A znając tę autorkę, może zrobi następny tom o którejś z nich. Warto wspomnieć, że obie postaci mają wokół siebie osoby, które je wspierają i trzymają ich tajemnicy w sekrecie. Zrobiło się troszkę tajemniczo, ale właśnie taka jest ta książka. Nigdy nie wiesz co dalej się wydarzy. 
Do połowy czyta się tę historię jak miłą obyczajówkę, która dostarcza nam miłej zabawy i przyjemnie spędza się czas razem z bohaterami. W tej książce jest jednak troszkę inaczej, coś zaczyna się dziać. Tajemnice wychodzą na jaw i naprawdę bywa smutno. A szczególnie pod koniec, ale to już musicie sami dotrwać do końca. A nie jest to trudne, ja pochłonęłam tę historię w jeden wieczór. 
Język i styl autorki już znałam z jej wcześniejszych książek. A w tym przypadku nie było gorzej, tak samo łatwo było mi wbić się w historię i bardzo szybko się ją czytało. Trudno się oderwać, dlatego nie polecam jak musicie wcześnie wstać. Nie zabrakło też wyjątkowego klimatu, który pojawia się we wcześniejszych książkach K. A. Tucker, ale wcale nie musicie czytać wcześniejszych części, by sięgnąć po tą. 
 Zakończenie było ciekawe, spodziewałam się troszkę czegoś innego. Ale nie rozczarowałam się. Książka jest ciekawa, zabawna i emocjonalna jednak po pewnym czasie wypada z głowy. Przeczytałam cztery części tej serii i jednak pierwsza najbardziej zapadła mi w pamięci, jeśli szukacie książki idealnej na wakacje lub wolny wieczór to ta będzie idealna. Ale przestrzegam przed tym, że po paru miesiącach możecie o niej zapomnieć. 

Podsumowując ta historia zapewni wam miło spędzony czas i mnóstwo śmiechu. Ale jest też idealna dla osób, które lubią historię tajemnicze i emocjonalne, mimo że na długo nie zostanie w waszej pamięci, to zawsze jak spojrzycie na te okładkę, przypomną wam się te miłe chwile, które z nią spędziliście. Polecam szczególnie osobą, które czytały wcześniejsze tomy historia ochroniarza z klubu "Penny" jest na swój sposób wyjątkowa. A jak kogoś zaciekawiła moja recenzje to zachęcam do sięgnięcia, szczególnie w te ostatnie dni zimy. 

Co myślicie o tej książce, mamy tutaj jakiś fanów tej serii? 
Pozdrawiam, 
Wiktoria

5 komentarzy:

  1. Nie znam ani tej serii, ani autorki i sama nie wiem, czy mam ochotę na jej książki. Może kiedyś po nie sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na półce czeka Przez niego zginę tej autorki, więc jeśli mi się spodoba, to chętnie sięgnę po inne jej książki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci, że szczerze mnie do tej książki przekonałaś. Myślę, że mi również przypadnie ona do gustu, w końcu plusów jest tu bardzo dużo. Mam tylko jedno pytanie: czy muszę czytać poprzednie książki tej autorki czy nie robi to żadnej różnicy?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie robi to różnicy, możesz czytać nawet jak ci wpadną w ręce. Tylko nieraz może być wspomniana jakaś osoba z poprzedniej części, że np jest z kimś i będziesz miała spojler. Mam nadzieję, że jakoś zrozumiale to napisałam ;)

      Usuń